Większość zamieszczonych zdjęć jest własnością Autora bloga bądź pochodzi ze stron producentów. Zarówno zdjęcia produktów jak i przedstawiane recenzje w żaden sposób nie są sponsorowane przez producentów. Wszystkie treści mają charakter jedynie poglądowy i są subiektywną opinią Autora bloga.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Syn-Ake! syntetyczny peptyd zamiast botoxu

Tak, brzmi intrygująco i pewnie też dlatego, sama zakupiłam sobie w ramach testu krem, zawierający ten przedziwny składnik.
A tym składnikiem jest jad z węża ale nie taki prawdziwy, tylko syntetyczny. Czyli syntetyczny środek działający w praktyce jak prawdziwe ukąszenie węża...mianowicie, miejscowo rozluźnia i blokuje skurcze mięśni twarzy, wygładzając tym samym zmarszczki (to tak w skrócie :)
Tak bynajmniej przekonują wszyscy producenci.
Miałam do czynienia w sumie z dwoma takimi kremami...na dłużej Syn-Ake firmy Purebess oraz na kilka użyć firmy Secret Key.

 
 
Nie potrafię teraz powiedzieć, który z nich jest lepszy...zarówno jeden jak i drugi zawierają 4% syntetycznego jadu i według mnie działają na takiej samej zasadzie i z podobnymi efektami.

Ponieważ kremu firmy Purebess używałam przez ponad miesiąc i od czasu do czasu dalej go używam, skupię się na efektach uzyskanych po stosowaniu tego kremu.
Krem nie zawiera konserwantów, sztucznych barwników i olejów mineralnych stąd nie powinien nikogo uczulić ale wiadomo, najlepiej zawsze przetestować.


Po pierwszym zastosowaniu moje odczucia były takie (moja notatka w kalendarzu :))
- czuć lekkie napięcie skóry, skóra pod oczami za mało nawilżona, ogólnie krem dosyć szybko się wchłania i pozostawia uczucie suchości skóry.
Kolejna notka z kalendarza po kolejnym dniu:
- czuć lekkie napięcie skóry...coś się dzieje...czyli chyba krem działa :)
- twarz lekko wygładzona i coraz mniej widoczne ślady po rozdrapanych infekcjach skórnych (chociaż producent podaje, żeby unikać aplikacji przy podrażnieniach skóry, hmmm :)

Notka po ponad tygodniu:
- skóra ma bardziej wyrównaną strukturę, jest jędrniejsza, jaśniejsza i bardziej promienna. Zmarszczki i bruzdy leciutko wygładzone albo mi się tak wydaje :) Po użyciu kremu nie czuć już żadnego napięcia skóry.

Po 4 tyg:
- cera widocznie gładsza i jaśniejsza, skóra bardziej sprężysta a koloryt bardziej wyrównany i promienny. Zmarszczki lekko spłycone i dużo mniej widoczne. Zmarszczki na czole ładnie wygładzone.


Reasumując kremu używałam rano i wieczorem przez okres 2 tygodni, później ograniczyłam się tylko do stosowania na noc i to też tylko dlatego, ponieważ kremy BB osłabiają działanie syn-ake'a.

Teraz stosuje go 2-3 razy w tygodniu, głównie jako nocną terapię, pod oczy i na zmarszczki mimiczne, które nadal są ale mam nadzieje, trochę mniej widoczne :)

Ważna rzecz kremu nie należy stosować równorzędnie z innymi specyfikami zawierającymi kwasy AHA - dlaczego? ponieważ to osłabi działanie kremu z syn-ake.

W sumie jestem zadowolona z działania tego kremu...nie kosztuje majątku, nie zaszkodził mojej skórze, nadaje się do całej twarzy łącznie z okolicą delikatnej skóry pod oczami no i powoli, delikatnie ale skutecznie działa!
To, że akurat działa powoli...czyli efekty widać w dłuższym okresie stosowania produktu, przemawia tylko na jego korzyść. Powolne działanie oznacza, że krem jest bardzo łagodny i mogą po niego sięgnąć nawet osoby z delikatną skórą.

Z pewnością, im młodsza skóra tym efekty będą lepsze....ale z drugiej strony...lepiej późno niż wcale :)

A tak, by the way, czekam na paczuchę z Azji z kolejną rewelacją kremową firmy Purebess...konkretnie z kremem zawierającym 80% Galactomyces....ale na info cóż to takiego i jakie ma działanie, zaproszę za kilka tygodni, jak już go przetestuję :)


Pozdrawiam bratkowo :)
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Wodne kremy czyli serum firmy It's Skin

Niedawno rozpisywałam się w tematyce nawilżania skóry a dzisiaj chciałabym zwrócić bliższą uwagę na skoncentrowane esencje czyli serum.
Zauważyłam, że często nazywane są one kremami wodnymi chociaż nic wspólnego z kremem nie mają. Nazwa pewnie tyczy się ich konsystencji....a jest ona mocno ciekła i ma postać serum.

Z resztą, jak zwał tak zwał, w sumie nie o nazewnictwo tu chodzi tylko o ilość skoncentrowanego składnika w danym produkcie. Z reguły posiadają one bardzo duże stężenie środka aktywnego i działają z dość duża precyzją. Na ich skuteczność wysoki wpływ ma właśnie konsystencja, która głęboko wnika w skórę i skutecznie ją regeneruje, nawilża i naprawia. Od tego jaki rodzaj serum wybierzemy taki też osiągniemy rezultat.

Serum nakładamy po dokładnym oczyszczeniu i osuszeniu twarzy. Ponieważ formuła jest wodna wystarczy dosłownie parę kropel, żeby pokryć esencją całą twarz i szyję.

Poniżej postaram się przedstawić rodzaje fantastycznej serii Power 10 formula firmy It's skin.
Sama używałam tylko serum z pochodną witaminy C i jestem nim zachwycona - żaden krem czy esencja nie dały tak niesamowitego wygładzenia, nawilżenia i blasku mojej twarzy jak właśnie to serum. Chociaż nie ma ono działania stricte nawilżającego.
Dodam, że można go używać codziennie, formuła jest skoncentrowana ale bardzo delikatna w działaniu. Pewnie przy systematycznym stosowaniu najszybciej widać efekty działania ale każdy z nas może do tego podejść indywidualnie bo sam najlepiej zna swoją skórę.



VC effector - zawiera pochodną witaminy C oraz extrakt z zielonej herbaty - działa mocno rozjaśniająco, rozświetlająco oraz wygładza i poprawia strukturę skóry.

CO effector - serum z fito-kolagenem - napina i wygładza skóre, poprawia elastyczność oraz modeluje owal twarzy.

YE effector - zawiera extrakt z drożdży  - działa silnie regeneracyjnie i naprawczo, stymuluje odnowę komórkową skóry.

WH - zawiera arbutynę, extrakt z rumianku, korzenia morwy oraz mleko - ma działanie silnie wybielające.

Q10 - serum z koenzymem  Q10 - silne działanie odżywiające skórę  - najlepiej chyba stosować go na noc dla dobrej regeneracji i odżywienia naszej zmęczonej cery

PO - zawiera extrakt z Houttuynia Cordata (czyli pstrolistki sercowatej) - wyrównuje powierzchnię skóry, obkurcza i zamyka rozszerzone pory.

WR  - główne składniki to adenozyna, wyciąg z kawioru oraz jemioła - ujędrnia skórę, wygładza drobne linie oraz nierówności. Przywraca skórze utraconą jędrność i elastyczność. Systematycznie stosowany potrafi pogrubić delikatną i cienką skórę pod oczami.

VB - krem z witaminą B - dedykowany dla osób ze skórą tłustą i mieszaną - kontroluje wydzielanie sebum, walczy z niedoskonałościami redukując stany zapalne.

GF - serum zawierające w swoim składzie Bio-polimer o właściwościach zapobiegających utracie wilgoci w skórze - krem głęboko nawilża i jest polecany do skór suchych i wrażliwych.

VE - serum zawierające skoncentrowaną witaminę E - odżywia i nawilża skórę powodując, że staje się ona gładka i świeża

LI - zawiera extrakt z korzenia lukrecji - ma działanie rozjaśniające, tonizujące i uspokajające skórę - dedykowany dla cery szarej, zmęczonej, zaczerwienionej.

Od jakiegoś czasu dostępne są dwie nowości:
Serum z Syn-Ake oraz serum z Propolisem

Syn-Ake - serum zawierające w swoim składzie syntetyczny peptyd działający na zasadzie jadu węża oraz adenozynę - ma działanie silnie przeciwzmarszczkowe, nawilżające oraz odżywiające.
Preparaty zawierające w swoim składzie Syn-Ake ostatnio robią furrorę w celebryckim świecie - syntetyczny peptyd, oczywiście przy regularnym stosowaniu, daje podobne efekty do zastosowań zastrzyków botoksowych.

Propolis - serum z miodem i propolisem - poprawia ogólną kondycję skóry, działa nawilżająco i odżywczo, wycisza i koi podrażnioną skórę.

Dodam jeszcze, że buteleczka z płynem ma pojemność 30 ml ale z uwagi na płynną konsystencję preparatu, powinien on starczyć co najmniej na 1,5 - 2 m-ce przy codziennym, jednorazowym stosowaniu. Cena na polskim rynku to od ok 55 do ok 65 pln  - tak mniej więcej.


Dla podtrzymania oraz wzmocnienia efektu działania serum dobrze jest też na niego zastosować  ulubiony krem pielęgnujący.


To tyle na dzisiaj :)
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!



środa, 23 kwietnia 2014

Wodny krem BB - BRTC jasmine water

Ten krem bardzo ale to bardzo chciałam mieć. Szczególnie jak już się dowiedziałam, co między innymi, jest wynikiem pięknego wyglądu autorki mojego ulubionego bloga azjatyckiego.
Długo czekałam na przesyłkę a jak już doszła nie mogłam się doczekać rana, żeby uczynić z siebie bóstwo i oczarować wszystkich w pracy :)
Powiem tak, czarów nie było...bóstwa też nie...ot kolejne doświadczenie :)
Lekko się zawiodłam ale nie kremem tylko niestety swoją skórą.
Prawdą jest, że młodej skórze będzie we wszystkim ładnie i to co na jednych wygląda fantastycznie, niekoniecznie tak samo będzie wyglądać na nas.
Boleśnie się o tym przekonałam.

Krem jak zapewnia producent skierowany jest do osób o suchej i wrażliwej cerze.


 


Ma lekką, kremową konsystencję o bardzo ale to bardzo jasnym kolorze - bynajmniej jak dla mnie.  Według producenta jest to jasny beż - ja bym była skłonna ku oznaczeniu bardzo jasny beż :)
Nie jestem posiadaczką jasnej karnacji stąd po aplikacji kremu miałam wrażenie, że wyglądam dziwnie, chorobliwie blado...można się do tego przyzwyczaić, szczególnie że po kilku minutach krem stara się dopasować do karnacji. Nie mniej jednak i tak cera jest bardzo jasna.


Ponieważ krem przeznaczony jest dla cer suchych i konsystencja również na to wskazuje, wydawało mi się że będzie on delikatnie tonował skórę i będzie miał lekko świetliste wykończenie bez efektu pudru.
Jednak, być może to wina mojej mieszanej cery, że pewne miejsca zostały delikatnie przytuszowane a część została brzydko pudrowo podkreślona - tutaj głównie mam na uwadze okolice skóry pod oczami. Jako, że moja skóra pod oczami jest już pozbawiona części tkanki tłuszczowej i występują na niej drobne i mniej drobne zmarszczki, krem bardzo mocno i brzydko je podkreślił :(
Więc dla osób, które już borykają się z oznakami starzenia skóry akurat tej części twarzy nie polecam podkreślać tym specyfikiem. Ale każdy ma swoje preferencje w tym temacie.

Na plus działa jednak to, że krem dosyć dobrze trzyma się cały dzień na twarzy, lekko może błyszczeć strefa T ale nie jest to żadne rażące świecenie. Mi to akurat nie przeszkadza. Wygląda dosyć naturalnie a mam ze strefą T często poważniejsze problemy.

Reasumując, krem ma lekko tonować, rozjaśniać, chronić przed promieniowaniem słonecznym, ujędrniać oraz minimalizować widoczność porów.
Pewnie dla osób w młodym wieku, krem może się sprawdzić wręcz idealnie. Dla starszych pewnie też, o ile nie są posiadaczami cery tłustej. No i na pewno dla posiadaczy raczej jasnej karnacji :)
Krem nie uczula, nie podrażnia i nie wysusza skóry a wręcz przeciwnie, powinien ją delikatnie nawilżać. Poza tym ma delikatnie jaśminowy zapach.

Ja osobiście nie jestem do niego za bardzo przekonana, głównie dlatego, że moja twarz wygląda po nim nienaturalnie jasno...nie ma efektu maski ale sprawia wrażenie jakiejś takiej sztuczności albo mi się tylko tak wydaje. Natomiast na pewno nie wydaje mi się, że przy tym bladym licu moje zęby sprawiają wrażenie żółtych...a to mi bardzo nie odpowiada...chyba widzę temat na kolejny pościk  :)

Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!



wtorek, 22 kwietnia 2014

Beblesh Balm - kolejna odsłona

Dzisiaj postanowiłam napisać o wybranej ofercie kremów BB koreańskiej firmy Skin79.
Sztandarowym produktem wśród kremów BB tej firmy jest na pewno Super Plus BB Triple Functions potocznie zwany Hot Pink. Ponoć najpopularniejszy krem bb na świecie.
I od niego zaczęła się również moja przygoda z tymi kosmetykami :)
Co by o nim nie napisać, zawsze będzie moim nr 1 pomimo czasowych fascynacji innymi seriami.
A dlaczego? Chociażby dlatego, że jest mega uniwersalny...naprawdę myślę, że kto po raz pierwszy po niego sięgnie z pewnością nie będzie chciał się już z nim rozstać na dłużej :)
Pełnowymiarowe, piękne opakowanie ma pojemność 40 g.

Krem jest dostępny również w szczuplejszych opakowaniach 15g...tzw wersje handy. Sama najczęściej wybieram mniejsze pojemności z uwagi na to, iż nie skupiam się na jednym rodzaju kremu tylko lubię mieć ich kilka do wyboru :)


Krem, tak jak zaznaczył producent, spełnia trzy podstawowe funkcje: wybielanie, ochrona przed promieniowaniem oraz działanie przeciw zmarszczkowe.
Po aplikacji proponuje odczekać kilka minut, żeby krem mógł się ładnie stopić z karnacją. Później można przystąpić do kontynuowania makijażu.
Kilka moich spostrzeżeń, krem ładnie rozjaśnia skórę (bez efektu maski), dosyć dobrze kryje chociaż nie jest on w tym temacie specjalistą, daje delikatnie matowe wykończenie i nawet po upływie kilku godzin cera wygląda aksamitnie.
Nadaje się właściwie do każdego typu skóry przy czym myślę, że zachwycą się nim przede wszystkim osoby o kapryśnej, mieszanej cerze...
Mnie on urzekł głównie dlatego, że naturalnie rozjaśnił skórę, wyrównał jej koloryt, delikatnie ją ujędrnił i cały czas kontrolował wydzielanie sebum.  Skóra do końca dnia pozostała delikatnie matowa, żadnego świecenia i spływania kremu po twarzy!

Fakt, że skóra mieszana ma to do siebie, że pewne jej części są bardzie suche a inne bardziej tłuste.
Miejsca suche, po nałożeniu kremu, mogą wydawać się zbyt pudrowe...ja tego nie cierpię ale jak ktoś lubi to pewnie się ucieszy :)...stąd czasami pozwalam sobie w tych miejscach delikatnie wklepać krem wodny, który wnika w skórę poprzez warstwę kremu BB i daje bardziej naturalne wykończenie.

Jeśli ktoś jest posiadaczem skóry suchej i wrażliwej, polecałabym nałożenie nawilżającej bazy pod BB...może to być krem wodny, żelowy z hialuronem (idealny) bądź jakiś inny ulubiony. Nie jest to konieczne oczywiście, wszystko zależy od typu skóry i upodobań jego właściciela :)



Kolor hot pink'a to różowy beż, dokładnie taki jak na zdjęciu powyżej...
A poniżej chciałam Wam zaprezentować jak wyglądała moja koścista, żylasta dłoń przed i po aplikacji ale nie wiem czy to będzie widoczne :)




Drugim kremem koncernu Skin79 jest Diamond Collection.
Jest leciutki, ma bardziej konsystencje mleczka niż kremu, delikatnie koryguje koloryt i dobrze nawilża skórę. Idealnie kryje skórki jak z resztą większość kremów o rzadszej konsystencji. I chyba też bardziej tłustej. Krem dedykowany według producenta do każdego typu cery. I zgodzę się z tym, szczególnie przez pierwsze 1,5 - 2 h. A biorąc pod uwagę cały dzień, to uważam, że bardziej byłby odpowiedni dla posiadaczy cer suchych.


Ja rzadko go niestety używam, gdyż kiepsko wygląda na mojej skórze po kilku godzinach :(
Też jest na to sposób, ponieważ nie lubię i nie używam pudrów, stosuję co 2,3 h bibułki matujące.
Raz na jakiś czas można się przemęczyć ale do codziennego stosowania dla skór mieszanych i tłustych raczej bym tego kremu nie polecała, aczkolwiek spróbować zawsze warto :)
Dodam tylko, że krem posiada delikatne właściwości kryjące jak większość kremów o rzadkiej strukturze. Tak wygląda moja dłoń po aplikacji Diamonda...podobnie rozjaśniona ale skóra lekko błyszcząca (tłustsza) i bardziej widać żyły. Kolor Diamond'a - jasny beż





Poniżej taka fajna, mała ściągawka ze strony producenta, o tym w jaki sposób dobrać dla siebie odpowiedni krem BB - oczywiście z kolekcji Skin79 :)



Wracając do sztandarowego produktu firmy czyli Hot Pink'a, koncern Skin79 postanowił rozszerzyć ofertę serii Super Plus o kolejne kolory: pomarańczowy (od jakiegoś już czasu w sprzedaży -  do cery zmęczonej) oraz od niedawna zielony (cera mieszana), purpurowy (cera sucha) i brązowy (brązujący)


Czaję się na hot green'a ale póki co opakowanie pełnowymiarowe troszkę dla mnie jeszcze za drogie a mniejszych nie ma. Cóż czas nowości kiedyś przeminie...trzeba przeczekać :)
Z pewnością podzielę się wówczas kolejną opinią.

Może w międzyczasie nabędę drogą kupna VIP Gold, Snail Nutrition i Orange.....i przetestuję ich działanie. Nie omieszkam tego opisać :)

Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Lanie wody - na szczęście i powodzenie :)

Cóż ciekawego mogłabym zaprezentować w drugi dzień Wielkanocy?
Wiadomo co...lanie wody :)
Ale nie będzie to, ani dosłownie, ani w przenośni lanie wody, tylko miły temat związany z kremami wodnymi. A dokładnie z kremami głęboko nawilżającymi.
W końcu w 70% nasze ciało składa się właśnie z tej życiodajnej cieczy.
Nie będę zanudzać naukowymi teoriami o gospodarce wodnej w naszym organizmie, o fotostarzeniu się skóry, o tym jak zmienia się budowa i stan naszej skóry w procesie starzenia się organizmu.
No cóż,czas płynie a my z roku na rok jesteśmy coraz starsi. Każdy gołym okiem widzi jak zmienia się nasza skóra...z biegiem czasu staje się coraz mniej nawilżona, mniej sprężysta, mniej pełna, cieńsza.
Zaczynamy odczuwać skutki grawitacji...obwisłe policzki, powieki....właściwie wszystko staje się mniej elastyczne, jędrne, mniej miłe w dotyku i wyglądzie.
Jeden look w lustro i w ogóle wszystko już opada :)
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest właśnie coraz mniejsza ilość wody w wewnętrznych i zewnętrznych warstwach naszej skóry. Ale możemy ten proces spowolnić a nawet troszkę odwrócić.

Podam prosty przykład,
wystarczy spojrzeć na wysuszony owoc....utrata dużej ilości wody powoduje, że owoc się kurczy i mocno marszczy  ale wystarczy ten sam wysuszony owoc włożyć na kilka godzin do wody a odzyska wiele ze swojego poprzedniego wyglądu. I bardzo podobnie działa nasz organizm i nasza skóra.
Bynajmniej ja chciałabym w to wierzyć :-)

Temat nawilżenia i nawodnienia skóry jest mega obszerny a ja expertem raczej nie jestem.
Podam kilka przykładów kremów jakie sama stosuję i jakie zabiegi wydaje mi się mogą poprawiać kondycje naszej skóry.

Najważniejsza jest odpowiednia pielęgnacja, od dobrego oczyszczania po nawilżające peelingi, maski, serum i wreszcie dobre kremy nawilżające i odżywiające.
Ponieważ temat wodny więc skupię się na samych kremach żelowych, odpowiedzialnych za nawilżenie i nawodnienie (chociaż nie jestem pewna czy zewnętrznie nawodnienie jest możliwe)

Pierwszym z nich będzie żelowy krem marki MIZON - Water Volume Aqua Gel-Cream





Beztłuszczowy żel-krem kontrolujący równowagę wodną skóry. Krem głęboko nawilża skóre. Nadaje się zarówno na dzień jak i na noc (na noc dobrze nałożyć grubszą warstwę żelu). Dedykowany głównie dla cer tłustych...ale na mojej mieszanej też jako tako się sprawdza.
Ja używam go tylko na dzień, często pod albo na krem BB

I z tej samej serii warty polecenia jest wodny krem BB Mizona, polecany do cery tłustej....i tutaj już wiem dlaczego :)


Krem ma dziwną konsystencję jak dla mnie...myślę że to jest spowodowane tą beztłuszczową formułą. Po nałożeniu na twarz trzeba błyskawicznie go rozsmarowywać bo po chwili można już mieć z tym problem, wrażenie jest takie jakby zawarta w kremie woda od razu parowała albo błyskawicznie wsiąkała w skórę a na powierzchni została jedynie "sucha" część podkładowa. Jasne można sobie z tym poradzić aplikując np. krem-żel - i tak też czasami robię.
Dodatkowo po aplikacji cera ma jasny ton, matowo-pudrowe wykończenie i chyba dobrze kontroluje wydzielanie sebum, bo krem ładnie trzyma się cały dzień na twarzy.


Kolejny krem Mizona - Hyaluronic ultra suboon cream
Krem zawiera 30% kwasu hialuronowego. Konsystencja, w przypadku tego produktu, jest bardziej kremowa ale dosyć lekka.
Nie zawiera parabenów, barwników ani żadnych dodatków koloryzujących. Krem głęboko wnika w skórę nawadniając ją na poziomie komórkowym.
Generalnie kwa hialuronowy to naturalny składnik naszej skóry, który odpowiada za wiązanie wody w głębszych partiach skóry. Dzięki niemu nasza skóra wygląda młodo i sprężyście. Niestety od 20 roku życia, w procesie starzenia się organizmu, kwas hialuronowy zaczyna zanikać...znaczy jest cały czas ale z każdym rokiem jest go coraz mniej.
Skóra po nałożeniu kremu jest odczuwalnie nawilżona, ba nawet mam wrażenie że jest bardziej sprężysta. Krem sprawia, że nawet bardzo wrażliwa i uszkodzona skóra staje się zrelaksowana i uspokojona. Myślę też że mogłby się dobrze sprawdzić przy cerach suchych i wrażliwych jako baza pod podkład albo inny odżywczy krem.
Ja najczęściej używam go zaraz po porannym umyciu i osuszenia twarzy pod krem BB bądź pozostawiam na skórze samodzielnie np. w weekendy. Jedynie na skórę pod oczami dodatkowo nakładam bardziej treściwy krem.

A teraz mocno nawilżający krem mojej ulubionej firmy Lioele Waterdrop Sleeping Pack - czyli maska-krem o żelowej konsystencji.


Krem mocno nawilża skórę i jako chyba jedyny posiada ciekawy efekt w czasie aplikacji.
Zaraz po nałożeniu kremu na skórze pojawiają się kropelki wody, które  po krótkim czasie zostają zaabsorbowane do wewnętrznych warstw skóry.
Zastosowanie efektu tworzących się kropelek wody ma według producenta powodować lepsze przenikanie wody do wewnątrz i tym samym głębsze i dłuższe nawilżenie skóry. Szczególnie pewnie przydatne w klimatyzowanych pomieszczeniach.
Krem można zastosować jako maskę na noc.
Uwaga, nie stosować pod oczy, omijać również okolice ust.

Z tej samej serii jest też krem BB ale mogę o nim napisac tylko tyle co przekazuję producent - nie testowałam jeszcze. Załączam więc tylko informacyjnie zdjęcie :)


Ktoś może zadać pytanie...
Czy powyższe kremy spowodowały, że moja twarz odmłodniała?
Nie, nie odmłodniała :-) ale poprawił się jej ogólny stan, wydaje się być lepiej nawilżona i napięta. Zyskała też więcej blasku - właśnie młodzieńczego blasku :)
Wydaje się po prostu zdrowsza a przez to ja sama czuję się lepiej :)
W sumie nie ma co oczekiwać cudów ale myślę, ze warto cieszyć się nawet takimi małymi detalami, które dla mnie i pewnie dla Was stanowią olbrzymią wartość.

Dziękuję za uwagę :-)
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!


piątek, 18 kwietnia 2014

Pierwsza odsłona kremów BB - Missha

Miałam z tym tematem poczekać jeszcze trochę ale w ostatnich dniach "nosiłam na sobie", w ramach testu, krem firmy Missha Cho Bo Yang BB Cream. I żeby na świeżo podzielić się wrażeniami stwierdziłam, że dzisiaj jest na to najlepszy czas, aby wątek mega szerokiej gamy kremów BB wreszcie poruszyć.

Krem BB nie jest jakaś specjalną nowością na polskim rynku kosmetycznym, sama dwukrotnie skusiłam się na kremy dwóch europejskich producentów. Rewelacji nie odkryłam, za to długo zastanawiałam się co takiego rewelacyjnego widzą w tych kremach inni. Dla mnie to był po prostu zwykły podkład, tyle, że lżejszy.
Zaczęłam szukać u źródła.....
Prześledziłam większość informacji na temat tej grupy kremów w sieci, poznałam genezę ich powstania oraz sposób działania. I to było to....po prostu jakbym się na nowo narodziła....totalne oszołomienie. 
 Po wypróbowaniu azjatyckiego kremu BB poczułam prawdziwą siłę działania tego specyfiku. Dokładnie tak, jak obiecywał producent. Czyli był totalny, zdrowy new look.
Obecnie....pomimo, iż mam swoją kolekcję kremów BB to ciągle potrafię się miło zaskoczyć czymś nowym.
I dzisiaj, chociaż pewnie powinnam zacząć od czegoś podstawowego, przedstawię moją ostatnią fascynację czyli Missha Cho Bo Yang BB Cream - color 1 czyli natural beige



Krem spełnia trzy główne funkcje: redukuje zmarszczki, rozjaśnia koloryt oraz chroni przed promieniowaniem świetlnym (factor 30) - oczywiście jego podstawowym działaniem jest jeszcze nawilżanie oraz wyrównywanie kolorytu skóry.
 
Krem posiada w swoim składzie m.in. dziki azjatycki żeń-szeń, kordyceps chiński oraz czyste złoto.



Na początku krem wydawał mi się bardzo jasny....bo naprawdę jest jasny ale po aplikacji na twarz i po odczekaniu kilku minut byłam już zadowolona z efektu. Krem ładnie się stopił z karnacją, pięknie wyrównał koloryt i cudnie rozjaśnił twarz....wcale nie wydawała się za jasna...do tego efektem końcowym było jedwabno-matowe wykończenie. Po prostu bajka.
Na ten moment, chyba ten krem sprawił mi największą niespodziankę - jestem pod jego wielkim wrażeniem.
Dodam, że jestem właścicielką skóry mieszanej i ten krem idealnie się dla mnie sprawdził.
Jedna tylko uwaga: żeby krem naprawdę idealnie wyglądał na twarzy, skóra musi być idealnie gładka...na pewno będzie widać skórki. Nie są jakoś szalenie widoczne...ale psuje nam samym efekt idealności :)



Innym kremem z kolekcji Missha, który posiadam i od czasu do czasu z niego korzystam to Missha Perfect cover BB Cream - color 21  czyli light beige


Krem naturalnie kryje niedoskonałości naszej skóry, jednocześnie ją nawilżając, rozjaśniając i odmładzając. Posiada bardzo wysoki filtr przeciw słoneczny (SPF42) oraz właściwości łagodzące skórę.
Nie jest to krem super kryjący ale uważam, że bardzo dobrze radzi sobie z drobnymi i średnimi niedoskonałościami. Dodatkowo krem ma lekko pudrowe wykończenie więc twarz sprawia wrażenie delikatnego matu. Przy moje mieszanej cerze trzyma się dosyć dobrze na twarzy aczkolwiek rzadko używam go na całą twarz, z reguły stosuję go w miejscach, wymagających lepszego krycia.



Ostatnim kremem firmy Missha jaki posiadam to Missha Signature Real Complete


 



ale nie specjalnie mogę się wypowiedzieć w kwestii jego działania gdyż jeszcze go nie używałam :)
Jeżeli będzie warty zachodu - postaram się zamieścić o nim recenzję.

Na zakończenie jednoobrazkowe podsumowanie wszystkich kremów BB firmy Missha





Mam nadzieję, że dla kogoś powyższe informacje okażą się przydatne...a jeśli są niewystarczające bądź wymagające dodatkowych wyjaśnień to jak najbardziej służę pomocą :)

Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!






 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Czwartek przed świętami...czyli sajgon "na zakładzie"

Jedni mają labę już od dzisiaj, inni muszą na nią poczekać co najmniej do niedzieli. A realnie podchodząc do tematu to pewnie do poniedziałku. A wtedy będzie można poleżeć do góry brzuchem i totalnie nic nie robić :)
A na zakładzie dzisiaj, aż furczało od roboty...i w sumie dobrze bo każdy chce zrobić 150%  normy....taki żarcik sytuacyjny :)
Nie mniej jednak po totalnym wyczerpaniu psychicznym, a u mnie to jest równoznaczne też z fizycznym i chyba w ogóle ze wszystkim,  długo się zastanawiałam co tu dzisiaj zaprezentować fajnego z cudów kosmetycznych. I w trakcie nurkowania w wannie przyszedł mi do głowy akuratny pomysł - azjatyckie kremy do rąk.
Ba, ale nie takie ot sobie kremy do rąk....i nie ma większego znaczenia jakie mają działanie oraz to że nie są najtańsze....ważne jest to - jak wyglądają!
Na pierwszy rzut lecą cukiereczki firmy The Face Shop

Cudna seria The Face Shop: Lovely Meex Mini Pet Hand Cream
kremiki są malutkie - 30 ml ale czyż nie urocze?



Dla samego słodkiego opakowania warto je kupić....krem kiedyś się skończy ale opakowania na pewno nikt nie wyrzuci :)

 
 


Pozostając jeszcze z firmą The Face Shop chciałabym zwrócić uwagę na serię Protect Me



Kolejną sweetaśną serią jest kolekcja kremów firmy Etude House - Missing U
w poniższym wydaniu w formie takich oto zwierzaczków


 
 
Serie są czasowe....producent zmienia opakowania co jakiś czas i słusznie bo przez ten manewr my poszerzamy kolekcje :)
 
 
Poniżej właśnie inna wydanie kolekcji Missing U firmy Etude House, która w swoim dorobku ma ich naprawdę sporo - tutaj sa sówki


I pozostając jeszcze z firmą Etude House...moja ulubiona kolekcja...Don't Worry! :)

 
Chyba najlepsiejszy przyjaciel "na zakładzie" :)
 
 
I na koniec słodka kolekcja firmy Nature Republic "Friends"
które ja roboczo - zwyczajowo nazywam - helikoperki
Oczywiście serii i kolekcji jest dużo więcej...opakowania mają formę owoców np. jabłka, cytryny, mandarynki, brzoskwini. Są też serie mniej słodkie ale cieszące się również sporą popularnością...np seria miasta świata....ale o tym może następnym razem.
 
 
Mam nadzieję, że zrobiło się miło i słodko...poza tym że bardzo późno :)
Przynajmniej sny będą słodkie....:)
 
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
 
 
 
 




środa, 16 kwietnia 2014

Relax dla oczu

Spora grupa z nas codziennie spędza co najmniej 8 godzin dziennie w klimatyzowanych pomieszczeniach, codziennie męczymy nasze oczy długotrwałym wpatrywaniem się w monitor, telewizor, ekran laptopa, tableta czy smartfona. Najpierw w pracy, potem w drodze do domu (komunikacja miejska :) a na samym końcu w samym domu. Czy ktoś liczył ile czasu tak naprawdę spędza przed srebnym ekranem? Ja, niestety należę do grupy mocno eksploatującej narząd wzroku co w dużym stopniu jest widoczne na mojej twarzy. I nie jest to fajne szczególnie w wieku, w którym metabolizm działa na wolniejszych obrotach niż w wieku lat 20-tu. Efekt, wysuszone i bardzo zmęczone oczy z widocznymi, wokół nich, oznakami starzenia się organizmu.
Starość nie radość jak to się mówi :) Ale czas coś z tym zrobić, szczególnie, że mamy dostęp do cudownych a czasem wręcz magicznych w działaniu, kosmetyków azjatyckich.
Moją ulubioną obecnie grupę stanowią kosmetyki koreańskie :)
I dzisiaj czas na pierwszą ich odsłonę!

Chciałabym zaprezentować krótko serię cudownych kolagenowych płatków pod oczy koreańskiej firmy Pilaten.
Seria z Aniołkiem albo Magic Girl jak twierdzą niektórzy, a seria daje naprawdę magiczne ukojenie dla bardzo zmęczonych oczu.
Jestem posiadaczką akurat trzech rodzajów:
- kolagenowa z aloesem (zielona, głęboko odżywia, nawilża i niweluje kurze łapki)
- kolagenowa z różą (różowa, typowe działanie anti-aging oraz wybielające)
-  krystalicznie kolagenowa (złota, anti-aging, silnie redukuje since pod oczami oraz opuchliznę)

Wszystkie dedykowane sa dla osób z luźną skórą pod oczami, z widoczymi zmarszczkami, długo pracujących przy komputerze, często przebywających w pomieszczeniach klimatyzowanych i długo oglądających TV.
Dwie ostatnie, które mają działanie anti-aging polecam raczej osobom po 30-tym roku życia. Szczególnie Crystal Collagen, działa naprawdę silnie - czuć to na skórze w postaci lekkiego pieczenia. Więc dla tych co nie potrzebują efektu odmłodzenia proponuję maskę z aloesem, która działa typowo uspakajająco i mega delikatnie w porównaniu z maską złotą.




Płatki posiadają cieniutką, żelową strukturę, która na swojej powierzchni utrzymuje substancję czynną (kolagen) - i to jest olbrzymia przewaga masek krystalicznych nad zwykłymi, gdyż w przypadku płatka papierowego bardzo duża część substancji aktywnej wnika w sam papier przez co dużo mniej dobroczynnego składnika pozostaje dla naszej skóry. Przetestowałam maski na płacie papierowym....powiem tak...efekt mizerny.


Nasze cudowne żelowe plasterki, umieszczone są w środku opakowania na specjalnej tacce i nakłada się je od razu po umyciu i osuszeniu twarzy....płatków nie widać bo je właśnie zużyłam :)
Ważne żeby opakowanie otworzyć w momencie jak już mamy przygotowaną twarz do nakładania preparatu....kolagen szybko ulega rozkładowi....nie lubi wysokich temperatur. Jak już ma się rozłożyć to niech to będzie nasza twarz :)




Płatki pięknie "przyklejają" się do skóry...niekoniecznie wymagana jest pozycja leżąca po ich nałożeniu. Ja np. spokojnie mogę opisywać ich działanie....hehehehe
Producent podaje czas trzymania maski ok.35 minut.....ja trzymam godzinkę
Po zdjęciu plasterków skóra widocznie jest zrelaksowana....jaśniejsza, bardziej sprężysta, może nawet młodsza i zapewne bardziej wypoczęta (u mnie wypoczęta to będzie dopiero rano po terapii sennej :)
Dla podtrzymania efektu dobrze by było takie maski stosować przynajmniej 2-3 razy w tygodniu.
Ale wiadomo, każda skóra jest inna i potrzebuje innej pielęgnacji - przyjęło się że maski powinno się stosować 2-razy w tygodniu podczas gdy np. Azjatki stosują przeróżne maski nawet codziennie. Wszystko zależy od tego jakich składników potrzebuje nasza skóra, jakiej potrzebuje terapii i jaki efekt otrzymujemy po każdym zabiegu. To już sprawa mocno indywidualna.
Ale ja z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, bez względu na wiek czy płeć. Być może dla bardzo młodych osób, prewencyjnie, wskazane by były maski typowo nawilżające i odżywiające (te z aloesem na przykład). I zapewne stosowane tylko w takich sytuacjach kiedy nasze oczy i skóra tego potrzebują....ale w tym temacie wolę się nie wypowiadać...kto spędza dużą cześć swojego czasu przy kompie doskonale to pewnie rozumie :)
Miłego wieczoru.
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!



wtorek, 15 kwietnia 2014

Ciężkie miłego początki czyli lekko drętwa inauguracja bloga :)

Miało być łatwo, miło i przyjemnie, tymczasem na każdym kroku schody. Ale cóż w końcu człowiek całe życie się uczy więc trochę podszkolenia, praktyki i będzie dużo lepiej.
Poza tym aura dzisiaj nie sprzyja, barometry raczej nisko zawieszone a to wszystko powoduje, że ciężko wykrzesać z siebie cokolwiek błyskotliwego już o samym myśleniu albo wymyśleniu ciekawego tematu na inauguracje można zapomnieć.

To chyba będzie adekwatny obraz do obecnego stanu ciała i umysłu




Skromnie bardzo ale obiecuję, że się poprawię....na razie muszę popracować jeszcze nad techniczną stroną obsługi bloga.
Paaaaaaaaaaaaaaaa! :-)