Większość zamieszczonych zdjęć jest własnością Autora bloga bądź pochodzi ze stron producentów. Zarówno zdjęcia produktów jak i przedstawiane recenzje w żaden sposób nie są sponsorowane przez producentów. Wszystkie treści mają charakter jedynie poglądowy i są subiektywną opinią Autora bloga.

sobota, 30 sierpnia 2014

Kuszący wypełniacz od Secret Key


Natrafiłam na niego jakieś 2 m-ce temu i od tamtej pory powstrzymuję się rękami i nogami przed jego zakupem :) Nie żebym go nie chciała, albo żeby był dla mnie nieodpowiedni...po prostu na razie nie mam możliwości jego przetestowania - za dużo specyfików na raz :) O czym mowa? Ano o kolejnej nowości tym razem od Secret Key


Secret Key - Botoc fill serum 30ml / Multi-funtion Essence




Sam filler nie jest żadną nowością nie mniej jednak akurat w tym przypadku serum zawiera w swoim składzie Volufiline (Volufilina) - czyli popularny składnik preparatów pielęgnujących i powiększających biust.
I przyznaję, że właśnie ta sekretna pozycja w składzie esencji najbardziej mnie kusi.

A czym dokładnie jest Volufilina?

Volufiline: jest naturalnym ekstraktem roślinnym. Ekstrakt ten zawiera substancje zwaną Sarsasapogenin, ktora ma niezwykłą właściwość pobudzania niewyspecjalizowanych komórek, obecnych w tkance, do przekształcania się w komórki tłuszczowe. Sarsasapogenin działa także na istniejące już komórki tłuszczowe pobudzając je do podziału – obydwa procesy prowadzą do zwiększenia ilości i objętości komórek tłuszczowych. Proszę zwrócić uwagę, że te aktywne składniki są NIE-hormonalne -  nie są to estrogeny roślinne. Właściwości Volufiline są bardzo dobrze przyjmowane i oceniane przez ekspertów, jest ona najważniejszym aktywnym składnikiem kosmetykow powiększających i przywracających objętość biustu.

Wracając do samego serum - poniżej opis jego działania

1. Volufilina - poprawienie objętości i sprężystości skóry
2. Hiper nawilżenie
3. Wysokie uelastycznienie
4. Rozjaśnienie
5. Przeciw-zmarszczkowe
6. Odżywienie

Dodatkowo produkt jest hypo-alergiczny - nie zawiera parabenów, olejów mineralnych, syntetycznych składników koloryzujących.

Konsystencja - typowa dla serum bądź odżywczej esencji


Sposób użycia - według producenta, należy nakładać na cała twarz, natomiast w miejsca wymagające szczególnej pielęgnacji proponowana jest ponowna aplikacja preparatu.

Czytałam opinie, iż tego typu preparaty mogą znakomicie zastąpić botox - czyżby?
Chciałabym w to wierzyć i być może w pewnej części tak jest. Założyć jednak w takim przypadku trzeba, iż na efekty stosowania Botoc Fill'a trzeba pewnie poczekać co najmniej kilka m-cy a w przypadku zastosowaniu botoxu, efekt widać prawie od razu.
Na korzyść Botoc'a jednak działa to, że nie jest agresywny w działaniu i z pewnością nie wyrządzi szkody naszej skórze.
Poza tym, jego cena - ok. 19 USD :)

Czy powyższe informacje zachęciły Was do wypróbowania Botoc Fill'a?
Mnie bardzo ale chyba o tym napisałam już na samym początku :) I pewnie kolejne moje zamówienie zakończy się właśnie jego zakupem - ech ta volufilina :)

Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!




wtorek, 26 sierpnia 2014

Galactomyces Ferment Filtrate (GFF)

W pierwszym momencie, a nawet i drugim, nic mi ta nazwa nie mówiła. Po części jest zagadką po dzisiejszy dzień :)  Nie mniej jednak, z uwagi, iż wiedziałam, że dotyczy branży kosmetycznej spodziewałam się, że produkt będzie filtratem z wyciągu.....tylko czego? Czegoś kosmicznego? 
Prawda jednak, nie jest aż tak kosmiczna.
Galactomyces to unikalny rodzaj drożdży - a w cieczy powstającej podczas ich fermentacji ukryty jest cudowny  sekret młodzieńczego wyglądu. 

Kto odkrył ten cud?  Japońscy naukowcy koncernu kosmetycznego SK-II.
Poszukując naturalnych źródeł zdrowego, młodego wyglądu pewnego dnia wstąpili do małego, lokalnego browaru sake.
To, co tam zobaczyli, stało się początkiem intensywnych badań, celem stworzenia unikalnej receptury odmładzającej.

A co zobaczyli....grupę starszych wiekiem piwowarów, których dłonie były idealnie gładkie, miękkie i o wiele lat młodsze niż ich twarze. Podczas procesu fermentacji drożdży, ręce piwowarów były cały czas zanurzone w cieczy fermentacyjnej a składniki w niej zawarte cały czas oddziaływały na zanurzone w niej dłonie.

I tak narodziła się SK-II  PITERA (nazwa zastrzeżona)



Czyli powstająca w ściśle kontrolowanym procesie naturalnej fermentacji, ciecz (esencja), bogata w witaminy, aminokwasy, sole mineralne i kwasy organiczne. Ta fascynująca kombinacja składników odżywczych jest w stanie znacząco poprawić naturalny proces odmłodzenia powierzchni skóry.

Ponizej jedna z twarzy firmy SK-II - japońska aktorka Momoi Kaori




Dodam tak tylko na marginesie, że pani Kaori liczy sobie 62 lata! Robi wrażenie :)

Niestety preparaty SK-II to dosyć wysoka półka - opakowanie pełnowartościowe esencji to wydatek rzędu co najmniej 160 USD. Może z czasem sięgnę po sample, też nie najtańsze bo 30 ml można kupić w okolicy 20 USD. Ale czegóż się nie robi dla zachowania młodzieńczego wyglądu :)

Poza tym nie od dziś wiadomo, że japońskie kosmetyki są skuteczne a przy tym też i drogie. Jednak ich podstawowa zasada to przede wszystkim - NIE szkodzić! I po części też  dlatego mają taką a nie inną cenę.
Od czasu powstania cudownej esencji  japońskiej firmy, na rynku kosmetycznym zaczęło się pojawiać coraz więcej produktów zawierających w swoim składzie GFF.
Esencji z GFF można szukać w ofercie Tony Moly, Missha czy Secret Key. 
Na razie nie testowałam (jeszcze) więc bardziej skupię się na produkcie, którego od pewnego czasu używam.


A jest nim  Purebess Galactomyces Eye Cream



Firma Purebess głównie specjalizuje się w produktach antyalergicznych.
W związku z czym produkt przede wszystkim jest bezpieczny dla skóry - nie zawiera alkoholu, kolorantów  czy olejów mineralnych.
Posiada działanie nawilżające, odżywiające i silnie odmładzające (czyli działa naprawczo na istniejące już bruzdy i zmarszczki). Dodatkowo rozjaśnia i odświeża cerę.

W swoim składzie zawiera 80% filtratu i przez wielu sprzedawców, krem jest porównywany do podobnego składem sławnego kremu firmy na S - tyle, że purebess to 50 ml substancji a nie 15 ml i kosztuje zdecydowanie mniej. 
Czy równie dobrze działa - to już inna sprawa.
Dwa - nie mam na razie żadnego innego porównania :)

Preparat, jak sama nazwa wskazuje przeznaczony jest głównie pod oczy nie mniej jednak można go aplikować na całą twarz, wklepując go nieco więcej w miejsca wymagające lepszego działania (czyli w strefach zmarszczkowych)

A jak działa w rzeczywistości? Ciężko mi z całym przekonaniem na to odpowiedzieć. Używam go raczej sporadycznie, głównie na noc i najczęściej na szyję. Chociaż ostatnio coraz bardziej się do niego przekonuje a tym samym używam go częściej, w tym również na skórę twarzy.

Twarz faktycznie wydaje się lepiej odżywiona i niesamowicie miękka.
Bardzo odżyła skóra szyi po tym kremie.
Ta część ciała jest często mocno zaniedbana i nawet nie zauważamy kiedy nagle traci sprężystość i nawilżenie. Purebess zdecydowanie lepiej ją odżywił, wygładził i lekko rozjaśnił.
Być może gdybym używała częściej tego kremu na twarzy efekt byłby podobny ale przy takiej mnogości preparatów kosmetycznych jest to dla mnie nieco trudne :)

Na zmianę ze ślimakiem używam go, od czasu do czasu, pod oczy i muszę przyznać, że w tym miejscu chyba najbardziej są zauważalne zmiany w poprawie stanu skóry.
Jest rozjaśniona, miękka i ładnie napięta.
Zmarszczki wydają się jakby lekko rozprasowane i wygładzone (uwaga! oczywiście zmarszczki cały czas są i nie znikną ale na pewno zostaną spłycone i będą mniej zauważalne).
Tym samym, naprawdę, twarz wydaje się o co najmniej kilka lat młodsza.

Czy opisane przez mnie zmiany w wyglądzie cery to zasługa kremu z GFF? 
Myślę, że w dużej mierze tak, chociaż w moim przypadku jednocześnie jest używanych kilka innych preparatów (tonik, serum, esencja), które pewnie dodatkowo korzystnie wpływają na poprawę skóry. Z pewnością też, bogate w substancje odżywcze serum i esencja, potęgują  działanie GFF. 
Gdy rozpoczęła się moja przygoda z tym kremem, nie dostarczałam skórze żadnych innych wspomagaczy, tylko sam krem. Może dlatego, długo nie widziałam żadnego rewelacyjnego efektu jego działania - ot kolejny odżywczo-nawilżający krem. Z tego też względu ograniczyłam jego używanie. Dopiero gdy do codziennej pielęgnacji doszlo serum (kolagenowe na zmianę z kawiorowym) oraz multi-esencja...w natychmiastowym tempie zaczęłam obserwować korzystne zmiany w wyglądzie skóry.
Teraz już wiem, że większość preparatów potrzebuje dodatkowych wspomagaczy, działających na zasadzie katalizatora.

Podsumowując, na pewno krem nie szkodzi skórze, nie uczula i nie niszczy cery więc warto zakupić chociaż jedna tubkę (50 ml/ok. 10 USD) żeby sprawdzić jego możliwości.
Produkt niby dedykowany dla cery mocno dojrzałej ale w mojej opinii producent zdrowo  przesadza z taką rekomendacją. Myślę, że przy mocno pomarszczonej skórze może pomóc jedynie operacja plastyczna a nie kremik do twarzy. Tak naprawdę ważniejsza jest prewencja bądź szybka interwencja w przypadku pojawiania się w szybkim czasie kolejnych wgłębień skóry. I w takich sytuacjach preparaty oparte czy też zawierające GFF mogą się idealnie sprawdzić.
I zapewne na jednych podziałają lepiej a na innych gorzej.
Bo nie na każdego, dany preparat działa tak samo i w takim samym czasie.

Jak zaznacza większość producentów - efekt działania specyfiku jest uzależniony od preferencji danej cery i w zależności od tych preferencji nie zawsze udaje się osiągnąć wynik przedstawiany przez producenta :)


Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! 




niedziela, 17 sierpnia 2014

Ślimak! Ślimak! Pokaż rogi!

Preparaty z filtratem czy też extraktem ze śluzu ślimaka znane są już od dosyć długiego czasu. Na azjatyckim rynku kosmetycznym koncerny wręcz prześcigają się w seriach kosmetyków zawierających ten specyfik.
A od czego się zaczęło?
W latach 80-tych ubiegłego wieku pewna rodzina hodowców ślimaków w Chile zauważyła, że skóra na ich rękach była wyjątkowo miękka i delikatna, a otarcia i rany goiły się zdecydowanie szybciej w porównaniu do innych części ciała. Kilkuletnie, wnikliwe badania potwierdziły, że wyciąg ze śluzu ślimaka posiada niesamowite właściwości leczenia i szybkiej regeneracji ludzkiej skóry.

Jak wiadomo, ślimaki bez uszczerbku dla swojego delikatnego ciała poruszają się po ostrych kamieniach czy gałęziach - to wszystko dzięki mucynie zawartej w ich śluzie.
W wyniku badań dowiedziono, że śluz ślimaka daje widoczne efekty w leczeniu chorób skóry takich jak: trądzik, rozszerzone pory i zaskórniki oraz przebarwienia i blizny, a ponadto zapobiega starzeniu się skóry i utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia.
 
 I pewnie z uwagi na stan i zapotrzebowanie skóry możemy użyć specyfiku zawierającego odpowiednią procentową ilość extraktu.
Jeśli efekt ma być mocno leczniczy najlepsze efekty osiągniemy stosując produkty oparte na 100% zawartości filtratu. Jeśli aż tak mocnego kosmetyku nie potrzebujemy można wybrać coś z mniejszą zawartością wyciągu.
 
Na rynku azjatyckim, ślimak jest widoczny chyba w każdej kategorii pielęgnacyjnej, od serum, poprzez pianki do mycia twarzy, scruby, tonery, emulsje, kremy do twarzy, pod oczy czy kremy BB. I pewnie jeszcze sporo więcej rzeczy.
Chyba każdy azjatycki koncern kosmetycznym ma swoją serię produktów ślimakowych i zapewne zdecydowana większość z nich działa na bardzo zbliżonej zasadzie uzyskując podobne efekty.
 
Czym się kierować przy wyborze danej firmy? W sumie nie wiem. Można w ramach testu zakupić kilka próbek różnych producentów i zdecydować, który najbardziej odpowiada wymogom skóry. Można kierować się ceną i tutaj wybierać produkt tej firmy, która jest w zasięgu naszego portfela.
Albo po prostu wybierać mniejsze firmy kosmetyczne a nie wielkie koncerny, które z reguły proponują droższe kosmetyki i częściej zdarzają się podróbki. Ale oczywiście nie jest to żadna reguła, po prostu od czasu do czasu można trafić na nieuczciwego sprzedawcę.
 
Nie mniej jednak czasem bezpieczniej sięgnąć po małe i tańsze firmy jak Mizon czy Secret Key.
Ja mam słabość do Mizona stąd w mojej skromnej kolekcji przeważa ten producent :)
 
I dzisiaj prezentuję moje ulubione ślimakowe cuda, do których, przyznaję się bez bicia, musiałam się najpierw przekonać, że w ogóle warto w nie zainwestować.
 
Pierwszym z nich jest krem BB  

MIZON Snail Repair Blemish Balm SPF32
 
 
 

Poza extraktem ze śluzu, którego jest 45%, krem zawiera również m.in. rozjaśniającą Arbutynę, wygładzającą (działanie przeciwzmarszczkowe) Adenozynę oraz filtr przeciwsłoneczny o faktorze 32.
 
Konsystencja kremu, w moje opinii nie jest ani za gęsta ani za rzadka ale uwaga, proponuję nie nakładać jednorazowo dużych ilości kremu bo faktycznie może być problem z jego perfekcyjnym rozsmarowaniem. Ponadto namawiam do nakładania i wklepywania kremu palcami, bez żadnych pędzli. Szybkie rozsmarowanie i delikatne wklepanie spowoduje, że twarz będzie wyglądać lekko i naturalnie. Po kilku minutach po aplikacji BB krem stapia się ładnie z karnacją powodując jej rozjaśnienie i wygładzenie.
Dodatkowo wydaje mi się że krem dobrze może się sprawować na cerze normalnej i suchej....przy mieszanej i tłustej radze ograniczyć kremy bazowe, żeby wydłużyć półmatowy wygląd skóry.
Na cerze skłonnej do występowania widocznych "skórek" krem może przyczynić się do jeszcze wyraźniejszego ich podkreślenia natomiast na cerach, które dosyć często obcują z dobrym pillingiem (polecam również Mizon :) takie zjawisko raczej nie występuje.
Ale i na skórki w razie co jest dobry sposób -(przetestowane) wystarczy delikatnie wklepać punktowo, naprawdę maleńką ilość żelowo-wodnego kremu Mizon Water Volume Aqua gel-cream (wodny krem dla cer tłustych idealnie zamaskuje niedoskonałości)
 
Gwarantuje też, że przy niewielkich rankach użycie kremu ze ślimakiem spowoduje, że następnego dnia pozostanie po niej ledwie wspomnienie :) Przy większych może to potrwać troszkę dłużej.
Reasumując, krem poza dosyć dobrym kryciem, wyrównaniem kolorytu, rozjaśnieniem twarzy (ładnie rozjaśnia okolice skóry pod oczami - taka alternatywa dla korektora), delikatnym wygładzeniem zmarszczek posiada również działanie naprawcze - przyspiesza gojenie wszelkich ranek.
 
I zasada ogólna - lepiej mniej niż za dużo :)
 
 
I kolejna moja ślimaczana fascynacja to ślimakowy krem pod oczy z dodatkiem peptydu o nazwie EGF (naskórkowy czynnik wzrostu)
 
SECRET KEY Snail+EGF Repairing Eye Cream
 
 
 
 
Naprawczy krem pod oczy sprawiający, ze skóra pod oczami otrzymuje doskonałe nawilżenie oraz delikatne ujędrnienie.

Główne składniki kremu:
Adenosine, Beta-glucan, Niacinamide, Arbutin, Macademia Seed Oil, Jojoba Seed Oil, Squalene.
 
Właściwie już sama nazwa wskazuje działanie...krem ma naprawiać skórę a znając już efekt działania ślimaka można przypuszczać, że będzie rozjaśniał i wygładzał skórę a dodatkowy peptyd ma powodować szybszą regenerację i odbudowę naskórka.
Krem ma postać bardzo lekkiego kremu, prawie emulsji, co jednocześnie sprawia, że jest mega wydajny. Po aplikacji ładnie napina skórę ale bez efektu ściągnięcia. Na powierzchni pozostaje cieniutka warstwa filmu zabezpieczająca skórę przed zbyt szybka utratą wody.
Ja z resztą nie jestem zwolenniczką tzw "suchej" skóry pod oczami...lubię czuć, że jakaś część kosmetyku nadal pozostaje na powierzchni skóry.
Dodatkowo preparat jest hipoalergiczny więc nadaje się dla osób o wrażliwej skórze.
 
Kremu używam dopiero 1,5 tygodnia więc pewnie więcej będę mogła napisać za jakiś dłuższy czas.
Na razie spisuje się naprawdę dobrze....i jest to pierwszy azjatycki krem pod oczy, z którego póki co, jestem zadowolona  :)
Poza tym jego cena nie jest wygórowana a tubka z kremem jest dosyć duża jak na specyfik pod oczy bo waży aż 30g. Cena na ebay'u w okolicy 12 USD
 
A skupiając się na serii Repairing Snail+EGF to jest ona dosyć szeroko rozbudowana...w niedalekiej przyszłości planuję zaopatrzyć się jeszcze co najmniej w tonik nawilżająco-naprawczy :)

I jeszcze na koniec bliźniaczy produkt pod oczy jednej z moich ulubionych marek -

Mizon Snail Repair Eye Cream - 15 ml
 

 


Krem pod oczy z zawartością śluzu ślimaka i EGF  - zawiera 80% filtratu wydzieliny ślimaka.
Efektywnie nawilża i uelastycznia skórę w okolicach oczu, delikatnie rozjaśnia i redukuje zmarszczki.
 Główny składnik śluzu - mucyna - ułatwia regenerację skóry i nadaje jej gładkość. Chroni również przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. Dzięki zawartości EGF wygładza naskórek i spłyca drobne zmarszczki. Pobudza produkcję kolagenu. Działa rozjaśniająco, nawilżająco i ujędrniająco.
Krem ma bardzo podobne działanie jak jego odpowiednik firmy Secret Key aczkolwiek tak do końca nie wiem jaka jest zawartość procentowa śluzu w SK.
Na korzyść Mizona może przemawiać jego mniejsza pojemność a co za tym idzie niższa cena zakupu (ok. 7 USD) - szczególnie gdy mamy na uwadze tylko przetestowanie produktu :)

 
Na dzisiaj koniec ślimaczanego tematu, mam nadzieję, że chociaż w małej części przekonałam Was przynajmniej do spróbowania dowolnego ślimakowego produktu :)
 
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
 
 
 
 
 
 
 
 
 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Owocowo-warzywne rozświetlenie :)

Trend opalonego ciała powoli znika z okładek damskich czasopism, z telewizyjnych reklam czy video clipów. Coraz bardziej, nie tylko media, ale też my sami zaczynamy propagować bledszy odcień skóry, unikać światła słonecznego w najbardziej wrażliwym czaso-okresie czyli miedzy 10-tą a co najmniej 15-tą. Pomału zaczyna się coś zmieniać w mentalności ludzi, którzy do tej pory wystawiali całe swoje wdzięki na pożarcie słonecznemu skwarowi. Radość, z mocno opalonego, przy tym optycznie bardziej smukłego ciała, nie trwa wiecznie, natomiast szkody jakie poczyniło w tym czasie promieniowanie ultrafioletowe są trwałe i często już nieodwracalne.

Nie znaczy to oczywiście, że w słoneczny dzień mamy siedzieć zamknięci w czterech ścianach i nie wychylać nawet nosa na świat.
Pewna dawka słonecznego napoju jest wręcz wymagana dla naszego organizmu, chodzi głównie o to żeby dawkować ten napój rozsądnie. Oczywiście, jaka to będzie dawka niech już decyduje każdy indywidualnie.
Prawdą natomiast jest, że te osoby, które z różnych powodów kąpieli słonecznych unikały, obecnie cieszą się jaśniejszą i delikatniejszą cerą i wyglądają co najmniej 5 a w wielu przypadkach nawet 10 lat młodziej niż ich opaleni rówieśnicy.
Czy ten argument działa? Ano działa...może nie jak się ma 18 lat ale już 10 lat więcej wystarczy żeby zmienić sposób myślenia i działania :)

A co nam może pomóc w poprawieniu kondycji skóry i jednoczesnym lekkim rozjaśnieniu i rozświetleniu?
Poza cała gama maseczek domowej roboty, o których pisać nie będę bo nie jestem w tym expertem - cudownie sprawdzają się gotowe, azjatyckie owocowe i warzywne tradycyjne maski do twarzy i ciała.
Poniżej chciałabym przedstawić moje dwie, których używam naprzemiennie :)

Jedna z nich jest cudownie pachnąca maska firmy Bavipath lemon whitening sleeping pack




Maseczka ma postać jakby emulsji i pięknie się rozprowadza na twarzy  - jak zwykle omijamy okolice oczu oraz ust. Preparat dosyć szybko jest wchłaniany, po ok. 10-15 minutach na skórze twarzy i szyi pozostaje jedynie delikatny, cieniutki nawilżający film.
Maskę nakładamy przynajmniej 15-30 minut przed snem, żeby to co cenne w produkcie wylądowało we wnętrzu naszej skóry a nie na powierzchni poduszki :)

Składniki aktywne to extrakt z cytryny oraz arbutyna. Ich główne działane to rozjaśnienie i rozświetlenie cery przy jednoczesnym odpowiednim poziomie nawilżenia.
Dodatkowy cudny, cytrusowy zapach sprawia, że o wiele przyjemniej zapadamy w sen.
Tuż po przebudzeniu wystarczy zmyć maskę letnią bądź zimną wodą lub zwyczajnie przetrzeć twarz ulubionym tonikiem.
Efekt - czysta, lekko rozświetlona, rozjaśniona, wygładzona i nawilżona skóra.
Wystarczy stosować przynajmniej raz w tygodniu.


Kolejną maską, którą uwielbiam jest maska pomidorowa :)
Tonymoly Tomatox Magic Massage pack


Jedna z najpopularniejszych koreańskich maseczek wybielających.
Tomatox to wielofunkcyjny kosmetyk, którego zadaniem jest oczyszczenie, odżywienie oraz rozjaśnienie skóry dzięki zawartymi w składzie ekstraktom z pomidora oraz cytryny. Pomidor jest doskonałym źródłem przeciwutleniaczy, które opóźniają proces starzenia się skóry. Rezultatem jest młody i zdrowy wygląd skóry bez przebarwień.


I nie ukrywam, że jest to też moja ulubiona maska do twarzy :)
Wystarczy po umyciu i ususzeniu twarzy nałożyć na twarz porcję maski i potrzymać ok. 15-20 minut - tak zaleca producent. Ja trzymam 30 minut.
Co prawda pewnie nie każdemu to może wyjść na dobre ale ja nakładam ją nawet na delikatną skórę pod oczami - efekt - pięknie napięta, sprężysta skóra (prawie jak po liftingu :)

Po zmyciu maseczki letnią wodą cera odzyskuje świeżość i blask. Nie ma jakiegoś szczególnego efektu wybielenia, bardziej chodzi o rozjaśnienie tych części twarzy bądź niedoskonałości, żeby twarz nabrała jednolitego koloru.
Twarz jest nawilżona i mięciutka w dotyku.

Jeśli nie zauważycie takiego efektu po pierwszym zastosowaniu, nie zrażajcie się. Po 2 a już na pewno po 3 zabiegu skóra będzie zauważalnie w lepszej kondycji.
Maska ma też delikatne działanie naprawcze, może nie na każdego tak zadziałać ale w wielu przypadkach po dłuższym okresie stosowania preparatu, znikają z twarzy wszelkie niedoskonałości skóry łącznie z zaskórnikami oraz wypryskami.

Ponieważ maseczka nie jest agresywna w swoim działaniu zalecane jest jej stosowanie przynajmniej 2 a nawet 3 razy w tygodniu. Spróbujcie a pokochacie ją :)


Pozdrawiam bratkowo :-)
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!



niedziela, 10 sierpnia 2014

Multi esencja od TonyMoly

Firma TonyMoly może pochwalić się wieloma bardzo dobrymi produktami do pielęgnacji skóry twarzy i dekoltu ale ja ostatnimi czasy zachwycam się fantastycznym działaniem preparatu o nazwie BIO EX multi-cell energy


Produkt został wprowadzony na rynek koreański w maju bieżącego roku więc jeszcze jest nowością kosmetyczną. Nie mniej jednak, w moim przekonaniu, fantastyczną nowością :)

Może teraz coś o samym produkcie - jest to udana kompozycja składników spełniających trzy funkcje czyli toniku, lotionu i esencji.
Taka formuła zdecydowanie powinna odpowiadać tym, którym ciągle brakuje czasu na poszczególne kroki pielęgnacyjne - 3 w 1 to oszczędność czasu i też kaski.

A co się składa na ten cudowny specyfik, poniżej:
- filtrat sfermentowanego ryżu
-  adenozyna
- niacinamide
- olejki roślinne oraz ekstrakty (lemon, orange, bergamot, olive, rosewood, eucalyptus)
- Ceramide 3

Z uwagi na konsystencję (lekka esencja) produkt jest bardzo dobrze i szybko wchłaniany w głąb skóry. Poprzez działanie tunelowe, odżywczo-naprawcze składniki wnikają wprost w te miejsca, które wymagają silniejszego i lepszego działania. Dzięki tunnelingowi nawet najbardziej głębokie warstwy skóry otrzymują solidną porcję naprawczych składników i odpowiedniego nawilżenia.
A jaki jest tego efekt ?- no cóż nazwałabym to multi-efekt ale tak naprawdę musicie się przekonać o tym sami :)
Za producentem mogę napisać, że w wyniku stosowania esencji skóra staję się jaśniejsza, bardziej elastyczna i jedwabiście gładka.
I póki co mogę tylko potwierdzić, że naprawdę tak jest :)

Preparatu można używać do skóry twarzy (ja stosuję również pod oczy), szyi i dekoltu.
Pełnowymiarowe opakowanie to 120 ml esencji ale można kupić mniejszy testowy flakon 50 ml - ot chociażby w ramach testu produktu.

Pomimo, iż produkt spełnia kilka funkcji to z powodzeniem można go łączyć z innymi specyfikami jak np. serum, silniejszy tonik czy dodatkowy krem. Chociaż w okresie upalno-letnim multi-esencja powinna z powodzeniem wystarczyć jako ostatni etap kosmetyczny bądź jako baza pod krem bb.



Paaaaaaaaaaaaaaaaaaa!